Obok budy, gdzieś w Pakości
marzył pies o tłustej kości.
– Skąd tu kostkę taką wziąć! –
szczekał głowę drapiąc wciąż.
Od myślenia niewyspany
płakał ciągle psimi łzami;
zmarkotniały, osowiały,
od problemu ciut zdziczały.
Z „ćwiekiem w głowie” od tej myśli:
– Może kostka mi się przyśni?! –
tak wyłożył swoje zdanie,
ale czy kość tę dostanie?
Cały dzień mu zszedł na spaniu,
noc zaś cała na szczekaniu:
– Hau! Psiakostka! Hau! Psiakość!
– Już o kości marzeń dość!
Lecz natrętna myśl wciąż trwała,
„kością w gardle” mu stawała.
Od dumania o tej kości
dostał w końcu niestrawności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz