Na wielkim liściu (nad stawem)
przysiadła żaba w zieleniach
i skrzeczy: – Jakim to prawem
należę do żab plemienia!
Prawdziwym jestem bocianem.
Niechaj tu wyschnę i skonam,
gdy szpetnie kłamię, do licha! –
biadoli rzewnie i z cicha
łzę słoną ściera z polika.
– Ja chcę hen, fruwać wysoko,
na wietrze wzlecieć nad łąką.
Na żaby z góry mieć oko.
Oglądać „zbożowe” słonko,
co świeci w promień ubrane
na moje bagna kochane.
Marzenie snami owija,
już w skrzydłach piórka układa.
Za długi dziób oraz szyja,
bocianim klekotem gada.
Spełniło się wnet pragnienie:
jej życie bocianie – nowe,
w błękicie nieba latanie.
Bez skrzydeł spadnie na głowę!
– Ratunku! Na pomoc! Tooonę!
Woda mi gardło zalewa.
Już żadnej żabki nie złowię,
jeść będę zboże i plewy!
Tu akcji zwrot nastał szybki
na głębi aż wprost zawrzało.
Zbudzona przez małe rybki
widzi, że… żabie ma ciało.
– Co ze mną byłoby, gdyby
sen spełnił moje pragnienia?
Oj! Trzeba uważać żeby
nie zmienić w koszmar marzenia.
przysiadła żaba w zieleniach
i skrzeczy: – Jakim to prawem
należę do żab plemienia!
Prawdziwym jestem bocianem.
Niechaj tu wyschnę i skonam,
gdy szpetnie kłamię, do licha! –
biadoli rzewnie i z cicha
łzę słoną ściera z polika.
– Ja chcę hen, fruwać wysoko,
na wietrze wzlecieć nad łąką.
Na żaby z góry mieć oko.
Oglądać „zbożowe” słonko,
co świeci w promień ubrane
na moje bagna kochane.
Marzenie snami owija,
już w skrzydłach piórka układa.
Za długi dziób oraz szyja,
bocianim klekotem gada.
Spełniło się wnet pragnienie:
jej życie bocianie – nowe,
w błękicie nieba latanie.
Bez skrzydeł spadnie na głowę!
– Ratunku! Na pomoc! Tooonę!
Woda mi gardło zalewa.
Już żadnej żabki nie złowię,
jeść będę zboże i plewy!
Tu akcji zwrot nastał szybki
na głębi aż wprost zawrzało.
Zbudzona przez małe rybki
widzi, że… żabie ma ciało.
– Co ze mną byłoby, gdyby
sen spełnił moje pragnienia?
Oj! Trzeba uważać żeby
nie zmienić w koszmar marzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz