poniedziałek, 29 grudnia 2014

ŚWIĄTECZNA GWIAZDKA +


| Jeszcze jedna rymowanka przedświąteczna, przyplątała się dzisiaj rano.
  Szkoda, że już po :)


W magiczny wieczór grudniowy
na niebie gwiazdka rozbłysła,
na śnieżek świeży, puchowy
wybiegły mrówki z mrowiska.

Wdrapały się na choinkę
– rosła tuż obok modrzewia –
i spoglądały przez chwilkę
czy gwiazdce czegoś potrzeba.

I szybko – magii zwyczajem –
gąbką umyły ją w wannie.
I jeszcze – tak mi się zdaje –
srebrem natarły dokładnie.

Schodziły, jedna za drugą,
dumne, troszeczkę zmęczone.
Wołały: „Święta niedługo!
Porządki wreszcie skończone!”

Gwiazdka świeciła TAK jasno.
Powiedział Święty Mikołaj:
„Nie mogę w taką noc zasnąć –
rozdać prezenty JUŻ PORA!”

niedziela, 28 grudnia 2014

FRASUNEK ŚWIBRY (ŚWIBROWANKA) +



| Pierwszy wierszyk z akcji ŚWIBRZENIA w „Cegle”z rysunkiem :)


Wieczór. Ciemno. W łóżku leżę…
O! Coś tupie. Przyszło zwierzę –
niekolczaste, niepuchate,
też nie w cętki ani w łaty.

Chrumka smętnie, jakby płacze?
Jest różowe jak prosiaczek,
ma jak ŚWInka śmieszny ryjek,
a jak zeBRA w paski szyję
i ogonek, i kopyta…

– Co tu robisz? – grzecznie pytam.
Ono w kącie – raz za razem –
chlipie, sapie, załka czasem,
po czym się za szafą chowa.
Nie wystaje nawet głowa,
tylko słychać cichą skargę:

– To ja ŚWIBRA z kartki w kratkę.
Nie skończyłaś mnie rysować.
Tu mam ryjek, a gdzie głowa?
Brak mi uszu, nie mam brzucha.
Weź ołówek i posłuchaj –
zlikwidujesz mój frasunek*,
gdy dokończysz ten rysunek!



*Frasunek – to nie kleks, nie rysunek.
Ani rzeczka, wstążeczka – to nie jest.
Lecz z frasunku czasami
rzekę łez wylewamy,
bo to kłopot, zgryzota, zmartwienie.

wtorek, 23 grudnia 2014

ŚWIĘTA W MIKROKRÓLESTWIE

| Wszystkim, małym i dużym, radosnych świąt Bożego Narodzenia
  i niech znajdą pod choinką... (patrz - na końcu wierszyka :)


Na minigórze, w Mikrokrólestwie
dzwonią dzwoneczki w małej orkiestrze –
grają kolędy... bim, bam, bom, bini…
pod choinkami w rozmiarze mini.

Są na choinkach śliczne błyskotki,
lampki i bombki, pierniczki słodkie –
wszystko maleńkie jak pyłek złoty.

A w minichatach malutkie koty
mruczą cichutko senne bajeczki
dla małych kurek, tyciej owieczki.

Wszystko jest mikre na minigórze
i nawet słonie są tam nieduże,
ale raz w roku Mikołaj Święty
wszystkim rozdaje

WIELKIE PREZENTY.

środa, 17 grudnia 2014

KASZKA ŚWIBROWA (ŚWIBROWANKA)

| ŚWIBRZENIA ciąg dalszy, też z dodatków poterminowych.


Hm! Jak myślicie, co jada Świbra?
Czy kaszka z mlekiem Świbrze obrzydła?!

Czy zjada chipsy, paluszki słone,
cukrową watę, czekolad tonę,
górę cukierków i misiożelki,
a przed snem – rurek z kremem stos wielki;
ptysie, eklerki – zamiast śniadania;
na obiad wafle w bitej śmietanie,
a na kolację baton z karmelem?!

– Nie! – krzyczy Świbra. – Ja tego nie jem!
Nie!... Od nadmiaru takich przekąsek
wkrótce bym była pulchna jak pączek.
Wolę owoce, warzywa świeże,
by mieć moc siły, gdy na rowerze
jeżdżę i z wiatrem robię zawody.
Nie piję coli. Wolę łyk wody
czystej, bez gazu – kompot, herbatę
z ziół samodzielnie zebranych latem.
I nie obrzydła mi, na śniadanie,
KASZKA NA MLEKU.
To pyszne danie!

niedziela, 14 grudnia 2014

ŚWIBROKOŁDRY (ŚWIBROWANKA)

Tej rymowanki na pewno nie ma w „Cegle”. Napisała mi się po terminie, 
więc premiera teraz. Jeszcze nie wiem, które wybrali do druku, ale po kolei
POŚWIBRZĘ trochę tutaj.


Znalazła Świbra igłę i nitkę.
Patrzy i myśli: „Będę krawcową.
Uszyję zaraz kołdry niezwykłe –
lekkie jak piórko, miękkie jak obłok”.

Usiadła w kącie. Nitkę nawleka
na cienką igłę, trochę niezgrabnie.
Och! Dużo pracy na nią dziś czeka,
niejedna łezka z jej oczu spadnie.

Auć, au! Jak boli pokłuty palec
i nos, i uszy, a nawet ogon,
lecz Świbra szyje nadal wytrwale,
aż ją Myszonie podziwiać mogą.

Wreszcie skończyła. Koniec i kropka!
Już sterta kołder leży w kąciku.
Wszystkie są piękne, ich jakość dobra,
na każdej znajdziesz pasków bez liku.

I jeszcze powiem ci coś w sekrecie –
że są na kołdrach wyszyte baśnie,
gdy je przeczytasz, możesz POLECIEĆ
wprost DO ŁÓŻKOWA.
Tam zaraz zaśniesz.

poniedziałek, 24 listopada 2014

O JEŻU JERZYM

| Rymowanka ortograficzna, sponsorami której są "Ż" i "RZ" oraz jeż Jerzy


Przez perz zżęty i jeżyny
szedł jeż Jerzy w odwiedziny
do żurawia na Żuławy.

Niósł rzodkiewkę i rzeżuchę,
żyto w wiadrze, trzewik prawy –
a w nim rzepę, brzydką muchę.
Brzytwą rzucał – tak dla wprawy.

Ciężko iść po zżętym perzu.
Raptem krzyknął jeż: „O jeżu!”
i się żachnął, grzbiet najeżył.

W perz wyrzucił żyto z wiadra.
Porżnął rzepę rzutki Jerzy,
gdy na niego brzytwa spadła
i zniszczyła część odzieży.

Zamiast dążyć na Żuławy
musiał Jerzy pójść do żaby –
zacerować odzież zręcznie,

w tym tużurek, szarawary.
Świeże żyto jeszcze zeżnie
i nie będzie już dla wprawy
brzytwą rzucać.

Niebezpiecznie!

sobota, 22 listopada 2014

O KREWETCE W OPERETCE

| Rymowanka logopedyczna sponsorowana przez literkę R i troszkę L


Raz krewetka w operetce,
wystrojona w garniturek,
razem z karpiem i homarem
utworzyła zgrabny chórek.

Pośród starych dekoracji,
wraz z orkiestrą, dyrygentem,
TRARA RARA, TRARA RARA…
terkotała bardzo pięknie.

TRARA RARA i raz jeszcze…
TRARA RARA… tak bez przerwy!
Grubym głosem i ochrypłym,
i z vibrato pełnym werwy.

Wtórowały jej w tym trąby
trąbiąc głośno już od rana.
Też z widowni TRARA RARA
wychrypiała stara ara.

Lecz wieczorem trzy karasie
równo, chociaż nikt nie prosił,
zaśpiewały LA LA, LA LA,
gdyż terkotu miały dosyć.

I zrobiła się afera,
pan dyrygent przerwał koncert.
Wyproszono trzy karasie
melodyjnie śpiewające.

A krewetka po tym zajściu,
odmieniła swoje życie,
zaśpiewała w telewizji,
LA LA solo, wyśmienicie.

Rozkoszują się krytycy
tembrem głosu LA KREWETKI.
Rozpisują się w recenzjach:
„Brawo, brawo! TALENT WIELKI!”.


Teraz, od gór aż po morze,
na przedszkolnych wielkich balach,
słychać przebój w karnawale,
słynne LA LA, LA LA, LA LA!

wtorek, 18 listopada 2014

A GDYBY TAK W PARKU JESIENIĄ...

| Brr! Jesień deszczowa nie służy spacerom, ale gdyby...

Raz na spacerze w parku
spytał pluszowy zając:
Dlaczego z drzew jesienią
cukierki nie spadają?.

Zrobiłam smutną minę.
Zmartwiłam się też wielce,
gdyż czekolada mleczna
z drzew spadać także nie chce.

Byłoby najwspanialej,
gdyby tak, zamiast liści,
leciały na trawniki
pierniki z dżemem z wiśni.

Wtedy do parku każdy
przychodziłby już chętnie,
nawet w brzydką pogodę,
po kilka razy dziennie.


piątek, 14 listopada 2014

DUCH WYMAZANY

Pustym, ciemnym korytarzem
sunie duch, po ścianach maże.
Już namazał metrów osiem
i napisał: „Piotrek – prosię –
zakochany w grubej Ani!
Laba! Szkoła jest do bani!”.

Korytarzem pustym, ciemnym
duch się snuje, szlocha, jęczy –
a właściwie to cień ducha.

– Czemu płaczesz? Czego szukasz?

– Au! Straszliwie dziś się męczę!
Wymazałem się zupełnie.
Nie mam nóg i… nawet kości,
tylko cień mój jest w całości.
Został ze mnie (Patrz, nie kłamię!)
tylko bazgroł, tu – na ścianie,
i to mało estetyczny.
Chlip! A byłem taki śliczny…

– To jest kara za mazanie.
Na tej ścianie już zostaniesz,
chyba, że się tak wydarzy:
cień w mig zmyje bohomazy.
Z brudnej wody zbierze ładnie
całą twoją ektoplazmę*
i starannie ją wysuszy.
Znowu będziesz piękny, duży...
i obiecasz: ŻADNA ŚCIANA
JUŻ NIE BĘDZIE WYMAZANA!




*ektoplazma – 
to nie jest wata na poduchy,
właśnie z tego powstają duchy...

wtorek, 11 listopada 2014

SŁONIE NA BALKONIE +



Na moim balkonie
wesołe trzy słonie
zjadają ziarenka z karmnika.
Największy z nich  Alek,
co rano wspaniale,
na trąbie wygrywa walczyka.

Refren:   Na moim balkonie
              jest dżungla, w niej słonie –
              mieszkają w trzech domkach na drzewie.
              A skąd się tam wzięły,
              czy z nieba sfrunęły?
              Ach! Tego doprawdy nikt nie wie!

Są bardzo pomocne.
Co roku na wiosnę
sprzątają i grabią, i sieją.
I razem z żukami
malują farbami
doniczki wiosenną zielenią.

/Refren/

Sąsiedzi się dziwią:
Biedronki to chyba,
bo przecież są takie maleńkie?”.
I czemu każdemu
– grubemu, chudemu 
uszyłam czerwoną sukienkę...

/Refren/

Na moim balkonie
mieszkają trzy słonie
malutkie jak mrówki z mrowiska.
Jak chcesz to przyjdź do mnie
i usiądź wygodnie
i przypatrz się słonikom z bliska.

niedziela, 9 listopada 2014

DUSZEK KSAWERY

| Do serii o duchach jeszcze jeden wierszyk :)


Pewien tłuściutki duszek, Ksawery,
lubił wyjadać z książek litery
i na śniadanie, tuż przed północą,
zjadał słodkie z bułka razową,
agrestu pestką, skórką z arbuza…
lecz go kusiła z B beza duża.

Uwielbiał: w cukrze 
C (ale z chrzanem)
i w pestkach dyni
D zapiekane;
E, F, G z grilla;
H upieczone;
I, J z jabłkami
i cynamonem;
K w konfiturach,
L w lepkim lukrze;
M w marmoladzie,
z natką N w zupce;
z O cały omlet,
a P w plasterkach;
R z rodzynkami
z S zamiast serka;
T tymiankowe.

I też czasami
lubił zjeść uszka
z U i grzybami,
a w słonej wodzie
W gotowane,
Y – tego nie wiem,
może w śmietanie,
Z z zieleniną,
Ż z żurawiną
i źdźbła Ź w soli
wraz z pajęczyną,

więc sprawdźcie książki, strona po stronie!
Czy w nich literki są wyjedzone,
czy są w całości duże i małe?!

Duszki nie jedzą literek wcale
z takich książeczk (To zakazane!),
które, dzieciaki, czytacie same!!!

piątek, 7 listopada 2014

Z LIŚCIEM...

| Proszę, oto zapowiedziany następny wierszyk podróżniczo-uzupełniający. 
Nie myślałam, że tak szybko się skleci, ale duszona dynia z cynamonem była 
przyczynkiem inspiracji. Najczęściej rymowanki wpadają mi podczas gotowania,
albo w nocy :)


W listopadzie, pewien liść
był gotowy do podróży,
ale nie chciał pieszo iść,
bo chodzenie mu nie służy.

Zabrał go ze sobą wiatr
i dał miejsce W WIATROLOCIE.
Polecieli w siną dal.
Trzy tygodnie byli w drodze.

Nagle na nich skoczył smok
śnieżnogłowy, chmurołapy.
Ciemno się zrobiło w krąg.
Wiatr ze strachu głośno zawył:

– Uhu! Uhu! – tak jak duch,
który połknął przez przypadek
chór spod Chojnic, chmarę much,
czajnik z gwizdkiem, parostatek.

Smok się tego wycia zląkł
i odleciał, gdzie pieprz rośnie.
A wiatr zadął w tysiąc trąb.
– Ha! Zwycięstwo! – grzmiał donośnie.

Zaraz z liściem pognał gdzieś
nad ocean, by na żaglach
przysiąść cicho, ale w sieć
wpadł nieszczęśnik. Dola marna!

Liść piracką mowę znał,
bąknął groźnie: – Na sztokfisza…
Dziś nie będę w sieciach trwał
niczym jakaś śnięta ryba! –

Wyjął w mig z plecaka nóż.
Bardzo zręcznie przeciął sieci
i poleciał z wiatrem znów…
A zza chmury księżyc świecił.

Dolecieli wreszcie tam,
gdzie wśród piasków piramidy.
Liść powiedział: – Dosyć mam
tej podróży. Może gdybym
został miesiąc albo dwa,
tu przy Sfinksie, pod namiotem…

Kiedy minie zima zła
wrócę szybko – BOĆKOLOTEM!

wtorek, 4 listopada 2014

LISTOPADOWY PODRÓŻNIK

Liść klonu, gdy tylko z pąka się wynurzył,
marzył, dniem i nocą, o wielkiej podróży.
Od marca do kwietnia patrzył na obłoki
jak płyną po niebie, hen, gdzieś w świat szeroki.
Postanowił w maju, że i on wyjedzie –
może po śniadaniu, albo po obiedzie.

Chciał wyruszyć w czerwcu, ale myślał sobie:
„Najpierw chlorofilu na zapas słój zrobię”.
I mocno zzieleniał mówiąc: „Nie ma szkody,
zaczekam do lipca, jeszcze jestem młody”.
Lecz w lipcu słoneczko świeciło wspaniale.
Liść krzyknął: „Nareszcie pięknie się opalę!”.

I słońce sierpniowe też jemu służyło.
„Wyjadę we wrześniu, teraz jest tak miło.”
– powiedział i pilnie przestudiował mapę. –
„Bez mapy, tam gdzie chcę, na pewno nie trafię!
A jeszcze spakować muszę to i owo –
wziąć kompas, latarkę, gałąź zapasową…”.

Pakował się długo, aż minął październik,
gdy nastał listopad klon zrobił się senny,
ziewając zagadał do liścia ospale:
„To ostatnia szansa… Teraz albo wcale…
Większość twoich braci wyjechała dawno.
Dziś słoneczko świeci, pogodę masz ładną,
wiatr dla ciebie miejsce zajął w wiatrolocie.
Liściu, rusz się wreszcie! Odleć… ja cię proszę”.

Wziął liść swój plecaczek i, choć bał się trochę,
w wielką podróż życia, z wiatrem, ruszył w drogę.
A gdzie zawędrował? Gdzie go poniósł wietrzyk?
O tym wam opowie wkrótce nowy wierszyk.
W tajemnicy szepnę o czym listek marzył:
chciał zimą się wygrzać w Egipcie na plaży!

piątek, 24 października 2014

…W KROPECZKACH +



| Była już tutaj bajeczka w paseczkach 
  http://rymcym.blogspot.com/2014/07/w-paseczkach.html
  Dzisiaj czas na... przeczytajcie sami :)


Była mała Bajka kropeczki calutka.
Miała w kropki płaszczyk i kropki na butkach.
Motylom skrzydełka zdobiła czasami
w kolorowe wzory małymi kropkami.

Rozdawała kropki biedronkom w ogrodzie –
w lesie muchomorom malowała co dzień.
A na nosku Oli, pisakiem słonecznym,
latem nastawiała kropek pięć tysięcy.

Gdy poszła do szkoły, to bez narzekania,
kładła kropki nad „i” i na końcu zdania.
Resztę wysypała na Oli fartuszek.
I tu bajkę w kropki nagle skończyć muszę,

bo trzy zostawiła, najładniejsze z kropek,
by mógł zamknąć wierszyk równy wielokropek…

niedziela, 19 października 2014

O MATCE MARKA

| Z zakręconych ćwiczeń na rymowanki w typie FIKU MIKU NA JĘZYKU 
  dziś lekko absurdalne... ale krótko :)


Matka Marka, po prababce,
ma makaka na makatce,
klatkę w kratkę, kaczki w paczce,
mech milutki, muchopackę.

A morw miarkę i makaron,
marną marchew, miskę starą,
mule w mule, mumię w mannie
ma po babce swojej Annie.

czwartek, 16 października 2014

WIELKI ZEBROŃ +





| Hm! Może warto narysować :)


Wpadł wielki ZEBROŃ, bardzo nieśmiały,
w wysokie trawy. Nie wystawały
z niej nawet jego uszy wielgachne,
które wiatr stawiał jak białe żagle.

W trawach wysokich spokojnie, miło –
siedział w nich ZEBROŃ, jakby nie było
jego na świecie, a przecież zna go
białych karteczek calutkie stado…
Jest znany kredkom w miastach i na wsi –
ZEBROŃ pochodzi z kraju fantazji.

A jak wygląda? Do lustra zerka!
Mówi, że jego babka to zebra,
a prapradziadek – słowo on daje –
to słoń Trąbalski z państwa Baj Baje.

Ma ZEBROŃ grzywę? A może ogon?
Na te pytania kredki wam mogą
dać odpowiedzi szybko na kartce,
a więc ochoczo w łapki je łapcie
i ZEBRONIOWI, jak w trawie siedzi,
w mig narysujcie piękny portrecik.



poniedziałek, 13 października 2014

MIAŁA KWOCZKA KURCZĄT DZIESIĘĆ... (ODLICZANKA)

| Taka odliczanka-wyliczanka, można czytać odliczając na paluszkach maluszka :))))


Miała kwoczka kurcząt dziesięć.
Przywołała je do siebie:
– Ko, ko… chodźcie! Na śniadanie
kaszę każde dziś dostanie.

Pierwsze woli bułkę suchą –
drugie grzankę z tłustą muchą,
trzecie osy opiekane,
czwarte świeży perz w śmietanie,
piąte długie dwie dżdżownice,
szóste z moli ciepły kisiel,
siódme gruszek sześć na wierzbie,
ósme jabłka (bo są lepsze),
a dziewiąte groch z kapustą.
Zaś dziesiąte z miską pustą
biegnie i się bardzo śpieszy.

Krzyczy:
– Kaszy pięć talerzy
zjem ze smakiem na śniadanie.
I na płocie śmiało stanę,
i zawołam dziesięć gęsi,
niech im brzuchów głód nie męczy.
Kukuryku! Już śniadanie!
Kaszę każda gęś dostanie.

Pierwsza woli bułkę suchą –
druga grzankę z tłustą muchą,
trzecia osy opiekane,
czwarta świeży perz w śmietanie,
piąta długie dwie dżdżownice,
szósta z moli ciepły kisiel,
siódma gruszek sześć na wierzbie,
ósma jabłka (bo są lepsze),
a dziewiąta groch z kapustą.
Zaś dziesiąta z miską pustą
do kurnika prosto bieży.

Krzyczy:
– Kaszy pięć talerzy
zjem ze smakiem na śniadanie.
I dokładkę też dostanę,
i zawołam w mig indyki –
lepsza kasza niż ryż dziki!
Gę, gę… szybko! Już śniadanie!
Kaszę każdy dziś dostanie.

Pierwszy woli bułkę suchą –
drugi grzankę z tłustą muchą,
trzeci osy opiekane,
czwarty świeży perz w śmietanie,
piąty długie dwie dżdżownice,
szósty z moli ciepły kisiel,
siódmy gruszek sześć na wierzbie,
ósmy jabłka (bo są lepsze),
a dziewiąty groch z kapustą.
Zaś dziesiąty z miską pustą
już się z dania tego cieszy.

Krzyczy:
– Kaszy pięć talerzy
zjem ze smakiem na śniadanie.
I kurczęta sproszę na nie,
razem z kwoczką, która woła
swoje dzieci dookoła:
– Ko, ko… chodźcie! Na śniadanie
kaszę każde dziś dostanie.

Pierwsze woli... (itd)

sobota, 4 października 2014

JESIENNE MORZA

| Niby nie mam czasu na pisanie, ale jak samo przyszło i to w środku nocy, 
  i to tak, że trzeba było zapalić światło i zapisać... to niech już jesiennie płynie :)


W wierszu o jesieni
muszą być liście, koniecznie
żółte i czerwone,
i niebo siąpiące deszczem –
park, by alejkami
chodzić i w tych liściach brodzić,
na nogach kalosze
podobne do morskich łodzi.

Bo trzeba przepływać
przez morze żółte, czerwone,
a czasami czarne,
błotniste, w którym utonie
każdy liść, a nawet
pochmurne niebo nad parkiem.
A wtedy najlepiej
postawić ogromne żagle.

I w kaloszach-łodziach
nareszcie wypłynąć można
na połów kasztanów,
dopóki pogoda dobra.
Czas łowić i łowić –
upychać ciasno w kieszenie.
Szal i rękawiczki
też dzisiaj w sieci zamienię.

A gdy przyleci wiatr,
jak pirat straszny i groźny,
dom to jedyny port,
gdzie mogę skryć się do wiosny.

czwartek, 2 października 2014

O LALI I LISIE

| Coś nowego dzisiaj, ale ostatnio nie mam czasu na pisanie. 


Idzie Lola niesie lalę.
W lesie jesień. Jak wspaniale!
Leżą liście klonu, buka.
Lis wśród liści czegoś szuka....

Wpadła w liście Loli lala
i lisowi się przechwala,
że z ligustru i lebiodki
umie zrobić lizak słodki.

Nie gustuje lis w lizakach,
woli leszcza i szczupaka,
lina w lodzie – też makrelę,
w soli solę na niedzielę.

Lubi klenie i sielawy,
z leszczynowym listkiem, aby
były pyszne – palce lizać! –
na kolację w leśnych grzybach.

Lis zaprosił lalę Loli:
„Zechcesz talerz zjeść fasoli?
A na deser mam morele,
chętnie z tobą się podzielę!”.

Wyszła z liści lala licząc,
że landrynkę smakowitą
oraz lemoniady szklankę
też dostanie. A lis dla niej

miał fasolę oraz śliwy
na oliwie, ale gdyby
głód poczuła wilczy, straszny,
to chleb z mlekiem miał w spiżarni.

Och! Landryki lala chciała
bardzo słodkie, więc płakała.
Obejść się musiała smakiem,
bo dostała figę z makiem.

środa, 24 września 2014

O TARANTULI I TURLANIU

| takie tam FIKU MIKU NA JĘZYKU, zrymowało się przy warzeniu... 
 obiadu :)


Turla tura tarantula
na pagórek, za nią córa
targa torbę – w torbie morwę,
tutkę z natką oraz koprem.

Gdy wturlają się z tym turem,
nie bez trudu, na pagórek,
to uwarzą z kopru trutkę
i w śmiertelną drugą rundkę
poturlają się z pagórka –
tarantula i jej córka.

Wietrzę podstęp i kłopoty,
lecz nie truję więcej o tym!

wtorek, 23 września 2014

SUCHA PLUCHA

| I już jesień, a z nią wkrótce deszcze, plucha. Ale, co by było, gdyby...


Co by było, gdyby plucha
zamiast mokra była sucha?

Ja do okna – tam okropnie,
w suchym deszczu wszystko tonie.
Zamiast kapać tylko trzeszczy,
szura, skrobie, dźga i kole –
jakby miliard mikrych chrząszczy,
potoczyło się po stole.

Niepotrzebne parasole,
nie przemoczą wszak opady.
Kalosz krzyczy: „Błoto wolę!
Mokre dajcie mi okłady!”
– bo zakasłał się niebożę.

Zamiast kałuż piasku morze:
na ulicach, na chodnikach,
klombach w parku i trawnikach.

Rynny piasek przesypują,
jak w klepsydrze czas liczony,
a potoki piaskiem plują –
wnet zamienią się w zagony.

Wokół tylko szumi rzewnie….

Siedzę w domu, jak mysz, cicho
–  cała skryta pod poduchą –
i wylewnie bardzo tęsknię,
za jesiennych dni szarugą
– zimnowodną, mokrą pluchą!

niedziela, 21 września 2014

CZERWONE ŚMIGIEŁKO

| Dziadek, to skarb. Jedna z najważniejszych osób w życiu dzieci 
  - i to ostatnio mnie inspiruje, bo mało pamiętam swoich. 
 O śmigiełkach podsłuchałam fragment rozmowy pomiędzy 
 wnuczkiem i dziadkiem, gdy przechodziłam koło parku.


– Chcę mieć śmigiełko – powiedział Tomek –
całe czerwone, w pasy zielone.
A powiedz, dziadku, jakie mieć chciałbyś
zamiast tej czapki? Może wystarczy
zielonej farby, albo czerwonej.

Popatrz, lecimy nad naszym domem,
ponad ulicą, parkiem, przedszkolem.
Jak dwa latawce. Jakie zdziwione
mają przechodnie miny? Zabawne!
Ja macham do nich, pomachaj także.

Oj! Już się wszystkie skończyły farby
i czyste kartki. Lotów wystarczy,
lecz jutro, dziadku, to namaluję
jak szybujemy z chmury na chmurę.