Co za raban, coś tu ćwierka?
W gąszcze bluszczu szybko zerkam,
a tam: mama, babcia, tatko
– szarych wróbli całe stadko.
I tak budzą mnie co rano,
ledwie świta, wciąż to samo!
Głowa pęka od ćwierkania,
byle dotrwać do śniadania!
Wtedy wróble – frrr! – odlecą,
szukać ziaren, gdzieś za rzeką.
Gdy już znajdą dyni pestkę,
albo smaczny okruch chleba
– zaspokoją brzucha chętkę –
wróble wiedzie radość wielka.
W lot wyskoczą szarą zgrają,
nie pozwolą spać robalom.
Zaćwierkają, zafurkoczą,
na jabłonkę z gruszy skoczą
i ślimaki strącą z liści.
Czy to pościg? Czy to wyścig?
Wypluskają się w kałuży,
albo kąpiel wezmą w piasku,
aby pióra swe zanurzyć
w młodej nocy szarym blasku.
Wypryskane snu perfumą,
zmierzchem siwym, w letnią porę,
już do stracha szybko fruną,
na… wystawny podwieczorek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz