piątek, 19 kwietnia 2013

NOCNE BANIALUKI

Raz, gdy sen miałam przydługi,
wyszły z głowy banialuki.
W kątku siadły, śrubkę zjadły,
muchom bańki na nos kładły,
a motylom dla wigoru
dały miód w areozolu.

Z małą myszką – tą, spod piątki –
skradły drobne ze skarbonki,
po czym robiąc słodkie minki
wlały dżem do... mojej „świnki”.
Później siadły wśród zieleni
i czekały aż się zmieni
dżem wiśniowo-morelowy
w banknot pięciodolarowy.

Aby czas czekania skrócić
poszły śmieci wór wyrzucić,
lecz nim doszły do śmietnika
ulepiły z nich konika –
błękitnego z grzywą płową,
i zielono-złotą głową.
Wystawiły go w wyścigu
na czempiona wśród koników.

I się stała rzecz nieznana,
wygrał koń ten, a wygrana
spora sumka – w wór kładziona.
Już skarbonka napełniona.
Banialuki skorzystały,
kilka monet myszce dały,
po czym znanym im sposobem
powróciły w moją głowę.

Nocka przeszła i już świta,
a skarbonka w dżem spowita.
Ale co to? Z brzucha „świnki”
lecą stówki. To nie kpinki?
A Jagiełło, król w koronie,
do mnie oko puszcza swoje.
O! Dziękuję wam kochane,
ale gdzie wy dziś schowane?

Nic nie mówią banialuki,
bo śniadaniem pasą brzuchy,
z andronami w głowie siedzą,
czekoladę z pieprzem jedzą.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz