Hula Helena na hulajnodze,
w chustce chabrowej, jak moher miękkiej.
(A to historia! Horror na drodze!)
Śmiga tak chyżo, że patrzę z lękiem.
Każdy w mig czmycha w chaszcze i w gąszcze
chwastów i chrzanu, suchych choinek,
gdzie zwartą chmarą chrzęszczą chrabąszcze –
chrobocze w chruście chudy Marcinek.
– Hola Heleno… ! – krzyczą harcerze.
– Na honor! Hamuj! – harcmistrz zawołał.
Tylko huragan, powiem wam szczerze,
za tą Heleną nadążyć zdoła.
Znalazł się wreszcie chwacki bohater,
na hak ją złapał chcąc skończyć harce.
W hamaku leżał, siorbał herbatę,
chichocząc cicho. Lecz zamilkł nagle,
gdy go Heleny pojazd holował
w pochmurne niebo, drogą na księżyc –
aż spadł na chodnik koło Chorzowa,
wprost na poduchę, w lekki puch gęsi.
A hulajnodze wyrosły skrzydła,
więc się Helena lotem upaja.
To heca, chryja!!! Hultajka chytra,
huśta się teraz gdzieś w Himalajach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz