| I już jesień, a z nią wkrótce deszcze, plucha. Ale, co by było, gdyby...
Co by było, gdyby plucha
zamiast mokra była sucha?
Ja do okna – tam okropnie,
w suchym deszczu wszystko tonie.
Zamiast kapać tylko trzeszczy,
szura, skrobie, dźga i kole –
jakby miliard mikrych chrząszczy,
potoczyło się po stole.
Niepotrzebne parasole,
nie przemoczą wszak opady.
Kalosz krzyczy: „Błoto wolę!
Mokre dajcie mi okłady!”
– bo zakasłał się niebożę.
Zamiast kałuż piasku morze:
na ulicach, na chodnikach,
klombach w parku i trawnikach.
Rynny piasek przesypują,
jak w klepsydrze czas liczony,
a potoki piaskiem plują –
wnet zamienią się w zagony.
Wokół tylko szumi rzewnie….
Siedzę w domu, jak mysz, cicho
– cała skryta pod
poduchą –
i wylewnie bardzo tęsknię,
za jesiennych dni szarugą
– zimnowodną, mokrą pluchą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz