Księżyc, jak srebrny rogal,
zawisł nad moją głową
i dzisiaj mnie przemienił
w ćmę wielką, księżycową.
Usiadłam na poduszce
wpatrzona w jego rożek,
a on bez przerwy tkwi tu,
odpłynąć w noc nie może
(choć żwawo się krzątają
pomocne, nocne elfy) –
cichutko, smętnie wzdycha
i wierci się bez przerwy.
Zaczepił się o komin.
Pobrudził siwą brodę.
Wpatrzyłam się tak w niego,
że zasnąć już nie mogę.
Do nieba pragnę wzlecieć
w noc czarną, pomóc elfom,
uwolnić smutny księżyc.
Elfy pomocy nie chcą –
zbierają do koszyków
magiczny, srebrny pyłek.
Ulepią szybko z niego
sny kolorowe, miłe.
Ja też dostanę kilka,
ułożę pod poduszką,
a jeden, najpiękniejszy,
wyszepczę ci na uszko.
Wzlecieć do nieba, żeby tylko bliżej księżyca...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, jak zawsze :))
O tak, Alino, tam bardziej bajkowo :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuń